Moje Walentynki...
Kiedyś pisałem o…szczęściu hedonistycznym i eudajmonistycznym, które też określa się mianem gratyfikacyjnym. To pierwsze – jak dobrze pamiętam – to…korzyści materialne, że…mieszkanie, że…auto nowe, że…ciuchy; to drugie że…bierze się z realizowania Wartości. Boo…warto. Że…Patriotyzm, że…Odwaga, że…Sumienność, że…Uczciwość, że…Tolerancja, że…Solidarność. Na przykład.
To moje pisanie…zaaaciekawiło kilka osób, poruszyło, spotkałem się z różnymi…opiniami, zdaniami, informacjami zwrotnymi, że…zapomniałem oooo…Szczęściu tym…Najważniejszym, że…Miłość, że…Razem, że…Naprawdę. :)
Więc spróbuje się odnieś. Ostatnio czytałem Gesty, Ignacego Karpowicza. I On dzieli Miłość na….10 rund. Posłuchajcie, bo…naprawdę warto. :)
- Runda pierwsza: międzyludzka chemia przemienia świat w motyle skrzydła, odświeża smak porannej kawy i gazetowych (tak, tak, w moim przypadku na pewno!) wiadomości;
- Runda druga: wtedy kontempluję Jej twarz, odgaduje Jej życzenia, są kolacje przy świecach i winie, no i odurzające noce.
- W trzeciej: Ona wprowadza się z walizkami, z grafikami i z fobiami.
- W czwartej: uprawiamy grządkę jak…grządkę warzyw. Bez większych emocji ale regularnie.
- A w piątej: budzimy się w jednym łóżku obcy sobie.
- Szósta runda jest przełomowa: albo wóz, albo przewóz. Znajome ściany, znajome grafiki na ścianach, które przypominają o znajomych walizkach w szafie. Zza kompromisów i codziennych dezercji niewiele się przebija, ale…rozmawiamy. Twarze ściągnięte. Więc droga restauracja i…gong!
- Runda siódma: w drogiej restauracji dochodzimy do wniosku, że jesteśmy dla siebie stworzeni, mamy wspólnych znajomych, dostęp do swoich kont, a trudności? Są przejściowe.
- Tylko że nie chcą przejść. Więc ratujemy nasze życie, próbujemy odzyskać dawny rytm i prosimy siebie nawzajem o czas. I dostajemy go w rundzie ósmej, właśnie.
- W dziewiątej, w czasie, w którym wyprosiliśmy, szukamy przyczyn klęski i dumnie obnosimy rany.
- I w końcu runda dziesiąta: Koniec. Trzeba odkurzyć walizki, zdjąć grafiki i odmalować ściany. I jak cywilizowani ludzie odejść od siebie.
Ja podobnie jak Ignacy Karpowicz zwykle…poddawałem się w piątej, góra: szóstej rundzie. Zwykle na tyle starczało nam rozsądku, by nie dochodzić do kolejnych rozpaczliwych prób ratowania tego, co nie jest …do uratowania! A też…niestety bywało że kończyło się przed…rundą trzecią. ;)
Myślę że…Miłość jest jak…dobry wiersz. Nie potrzebuje komentarza. Zupełnie. Że można się porozumieć bez słów. Wiersz albo jest dobry, albo nie jest, bierze, chwyta, porusza, jest albo…nie - bierze, nie – chwyta, nie – porusza, nie - jest! Tak samo związek, Bycie z Kimś, albo Jest, albo…Nie. Myślę że…Prawdziwe Bycie z Kimś jest…Cudem, który tak naprawdę…nie powinien się przydarzyć, tak wiele dzieli Kobietę i Mężczyznę. I psychicznie i fizycznie. Bo taaak – przyznasz przecież, prawda? – takiego nieskończonego ciągu zdarzeń przypadków trzeba było, żebyśmy się…spotkali i… żebyśmy się pokochali , że to wszystko przestaje być przypadkiem i zaczyna być …właśnie Cudem. Tak jakby to nie były właśnie przeciwności, ale właśnie niezbywalne części , które tworzą tę trudność, a wyjątkową przecież Całość.
Miłość jest..Trudna zarazem i…Piękna. Zdaje się nawet, iż im trudniejsza tym piękniejsza, chyba? :)Tak jaaaaa…zawsze miałem. ;)
Uważam że sekretem prawdziwego Bycia Razem jest…trochę jak Happysad w swojej piosence: „Zanim pójdę”….jak jedno pcha, ciągnie w górę drugie. Do Nowego, Do Przodu, Do Więcej, Do Mądrzej, Do Fajniej, Ciekawiej.
I że…Wspierają się. Inspirują. Dają też sobie Wolność.
Życzę Wam – czytelnicy cis.myśli - i…takiego Szczęścia!
Szczęścia z… Miłości płynącego.
Ja moje Walentynki spędziłem na Akademii Trenerów WSG :)
Andrzej Jankowski
Dyrektor CIS